Solarpunkowy esej w "Myśleć Głębiej"
Posted on Fri 09 September 2022 in misc • 23 min read
Kilka miesięcy temu polski kanał Mistycyzm Popkulturowy opublikował na Youtube swoje wideo na temat Solarpunka w popkulturze, krytykując ruch między innymi za sielankowość i brak dobrych powieści. Napisałem na nie dość wyczerpującą odpowiedź, swoje pięć groszy dodał teź blog Ekofikcje.
Kiedy myślałem już, że temat przygasa, odezwali się do mnie twórcy kanału Myśleć Głębiej, tworzący dłuższe teksty filozoficzno-społeczne, podobne do zagranicznych PhilosophyTube czy Andrewism. Zaproponowali mi nagranie wspólnego, wyczerpującego wideoeseju, w którym moglibyśmy poeksplorować wszystkie wątki pominięte przez MistyPopa - i zacząć większą dyskusję o optymistycznej przyszłości w polskiej kulturze!
Dołączyła do nas także Asia Kaniewska, autorka bloga dziewiętnaście czwartych i audycji dancing in dystopia, która była jedną z pierwszych osób w Polsce w ogóle poruszających temat Solarpunka - tak w radiu, jak i na prezentacji w Jazdowie.
Wspólnymi siłami nagraliśmy trzy eseje, łącznie dwie i pół godziny - które możecie dzisiaj obejrzeć na YouTube, albo posłuchać jako podcastu!
Jeżeli wolicie słowo pisane, skrypt Asi znajduje się tutaj, mój zaś znajdziecie poniżej:
Kim jestem i dlaczego widzę Solarpunka inaczej?
Witajcie! Nazywam się Paweł Ngei, a w Internecie znajdziecie mnie także jako A-L-X-D. Zawodowo jestem programistą i specjalistą od cyberbezpieczeństwa, a poza tym także hakerem i badaczem technologii: zarówno w wymiarze inżynierii, jak i kultury i narracji ją otaczających. Jeżeli czytaliście polską wersję “Manifestu Solarpunka” albo tylko “Notatek do Manifestu”, prawdopodobnie było to moje tłumaczenie.
Na sam ten ruch wpadłem jakieś siedem-osiem lat temu, niedługo tym jak napisane zostały “Notatki”, kiedy próbowałem znaleźć język, którym mogę w sposób przystępny opowiedzieć o hakerach i wynalazcach. Udało mi się porozmawiać z osobami, które były przy narodzinach ruchu - Adamem Flynnem, Andrew Daną Hudsonem, wziąć udział w pierwszych dyskusjach i konferencjach. W tym roku współorganizowałem nawet własną - SolariseCon 2022.
CC-BY-SA 3.0 Makerspace Warszawa
Chciałbym opowiedzieć Wam o Solarpunku takiej perspektywy: aktywisty, hakera i technologa zainteresowanego kontekstem technologii, jak przez jej pryzmat widzimy naszą infrastrukturę, przyszłość, społeczności i język.
Mam wrażenie, że stojąc pomiędzy twardą inżynierią a społecznościami i ich narracjami jesteśmy w stanie zobaczyć pewne zjawiska i procesy, które nie są widoczne dla osób specjalizujących się każdej z tych dziedzin osobno. Myślę, że dzięki temu będę w stanie odpowiedzieć na kilka zarzutów postawionych Solarpunkowi przez Mistycyzm Popkulturowy w jego ostatnim eseju na ten temat, skupiającym się głównie na analizie literatury i ogólnie pojętej estetyki ruchu.
Przykładowa historia
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Zacznijmy może od przykładu historii, którą ja sam uznaję za być może najbardziej Solarpunkową, choć może być dość odległa od wielu opowiadań opublikowanych w popularnych antologiach. Zaczyna się tak:
W jednym z najbiedniejszych krajów Afryki wybucha epidemia śmiertelnej choroby, na którą nie ma szczepień ani skutecznych leków. Prawie każdy zarażony umiera w cierpieniu, można ją opanować tylko unikając zakażonych i badając patogen. ONZ, Światowa Organizacja Zdrowia i Lekarze Bez Granic wysyłają swoje delegacje, które stawiają szpitale polowe i starają się pomóc, jak tylko mogą.
Mieszkańcy regionu są jednak przerażeni. Kto tylko ma pieniądze i możliwości ucieka tak szybko i daleko, jak tylko się da. Pracownicy sektora bankowego i technologicznego którzy zostają na miejscu są w stanie ledwo podtrzymać przeciążoną infrastrukturę, w trakcie kryzysu nie mogąc liczyć na pomoc z zewnątrz.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Wobec ogromu zakażeń, dziesiątek tysięcy nowych pracowników medycznych - lekarzy, pielęgniarek, sanitariuszy - system płatności który nigdy nie działał dobrze - całkowicie upada. Światowa Organizacja Zdrowia nie ma jak opłacić pensji, wysyłać pieniędzy na leki, a nawet na żywność w szpitalach.
Widząc, że ich bliscy umierają z głodu prędzej niż na nową chorobę, mieszkańcy wielu wiosek i miast organizują protesty, strajki, a w końcu wprost odbijają pacjentów ze szpitali. Cała ekonomia pada, w kraju panuje chaos. Wielkie korporacje chciałyby pomóc, ale nie mogą, bo widzicie, trzeba by było wysłać kogoś na miejsce...
Wtedy właśnie trzech lokalnych hakerów-technologów przychodzi do międzynarodowych NGOsów, prezydenta i ONZ, mówiąc, że za pomocą Wolnego i Darmowego Oprogramowania na używanych laptopach w dwa tygodnie są w stanie powstrzymać kraj przed upadkiem budując nowy system płatności dla pracowników medycznych. Gwarantują jego transparentność i to, że żadne fundusze się nie zgubią. Wiedząc, że gorzej i tak być nie może, rząd daje im na to zgodę.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Ku zdumieniu wszystkich, lokalni programiści robią to, co obiecali. Tworzą w pełni przejrzysty system który zastępuje infrastrukturę wielkich banków, umożliwia przelewy dla medyków, funkcjonowanie szpitali, dostarczenie potrzebnego prowiantu. Rozentuzjazmowani swoim sukcesem biorą się za kolejne problemy, naprawiając stare niedziałające maszyny w szpitalach, tworząc urządzenia pozwalające na automatyczne wypłacanie pensji personelowi bez zdejmowania strojów ochronnych i składania podpisów...
System zaczyna funkcjonować ponownie. Epidemia zostaje opanowana. Według ONZ inicjatywa kilku technologów ratuje życie setkom tysięcy, jeżeli nie milionom osób. Nie są oczywiście sami w swoim sukcesie, pozwolili jedynie pracy dziesiątek tysięcy medyków nie pójść na marne.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Mamy epidemię (które będą często pojawiać się dzięki zmianom klimatu), mamy niemoc wielkich struktur (korporacje, ONZ, rząd), mamy działanie lokalnych aktywistów i wykorzystanie niezależnej technologii, rozwiązania odżywalne i perspektywę pomijanych zwykle w historiach krajów Afryki. Konflikt, napięcie, dramatyzm jest, ale dałoby się lepiej rozłożyć, no i z realizmem tak średnio, bo kto wierzy w to że trzech ludków z jednego z najbiedniejszych krajów Afryki weźmie i ogarnie coś czego nie ogarną wielkie korpy technologiczne.
To nie jest warsztatowo dobre opowiadanie, stanowczo można by było nad nim popracować. Autor musi jeszcze trochę poprawić, ale idzie w dobrą stronę. Może za kilka iteracji nawet i MistyPopowi się spodoba?
Rzecz w tym, że to opowiadanie nie ma autora. Nie jest fikcją. To prawdziwa historia z Sierra Leone, z 2014 roku, kiedy epidemia Eboli uderzyła w cały region. Lokalne chłopaki z IDT Labs to Salton Arthur Massally, Harold Valentine Mac-Saidu i Francis Banguara. Możecie do nich napisać maila albo dodać na socjalach. Naprawdę uratowali setki tysięcy, jeżeli nie miliony żyć.
iDT Labs Salton Massally
Dlaczego o nich nie słyszeliście? Cała historia dostała kilka akapitów wzmianki w Guardianie, pojawiła się też jako talk na niemieckiej konferencji hakerskiej, ale nie przyjęła się jakoś w mainstreamowych mediach. Za dziwna jest. Zbyt niewyobrażalna. Przecież hakerzy z Sierra Leone nie mogą zastąpić infrastruktury bankowej stworzonej przez Zachód w dwa tygodnie! Nawet, jeżeli naprawdę to zrobili.
Po latach bohaterowie z iDT labs dostali w Wielkiej Brytanii nagrodę za bycie Odpowiedzialnym Społecznie Biznesem. Bardzo znaczące są słowa - cała perspektywa - jednego z sędziów, na którym ich praca wywarła niesamowite wrażenie. Tłumaczenie własne, źródło tu.
Pomyślcie tylko: ta firma zatrzymała cały swoje normalne funkcjonowanie, mimo bycia młodą i rozwijającą się firmą! Przestali pracować nad swoim biznesem i poświęcili wszystkie swoje zasoby temu projektowi - ponieważ w niego wierzyli, wiedzieli, że muszą to zrobić dla swojego kraju. Ich kraj stał na progu upadku - więc musieli to zrobić.
Całkowicie zgadzam się z tym, jak ważna była praca, jednak przeraża mnie perspektywa świata, gdzie ratowanie życia współobywateli jest czymś niespodziewanym, niezwykłym, podczas gdy normalna, przeciętna firma powinna po prostu kontynuować produkcję i normalne funkcjonowanie, aby nie stracić pieniędzy, zysków, wartości najważniejszych.
Solarpunk jako perspektywa
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
To pokazuje jedną niesamowicie ważną dla mnie rzecz: nasza bieżąca kultura, to zakleszczenie w neoliberaliźmie, postmoderniźmie, między cyberpunkiem a postapokalipsą, jakkolwiek chcecie to nazwać - sprawia, że jesteśmy ślepi na to, co dzieje się dookoła nas. Nie zauważamy prawdziwych historii, które mogłyby zaprzeczyć bieżącej narracji, wykoleić nas z eskapistyczno-fatalistycznego sposobu myślenia.
Solarpunk nie jest dla mnie tylko teoretycznym zestawem motywów, estetyki i kilkoma opowiadaniami. Jest prawdziwą perspektywą, która pozwala zobaczyć świat dookoła nas w innych barwach. Zobaczyć, że nie, nie żyjemy w cyberpunku, ale takie okulary właśnie założyliśmy i pozwoliliśmy sobie przywyknąć do jego narracji, pozwoliliśmy na znormalizowanie pewnych rzeczy w naszych społeczeństwach. Oczekujemy, że korporacje będą nas szpiegowały, że nie ma sensu zakładać związków zawodowych, a walka z gigantami jest z góry skazana na porażkę.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Co możemy więc zrobić, aby zacząć wyobrażać sobie inne, lepsze przyszłości, aby te nie były obce i niezrozumiałe, zbyt duże by zawrzeć w jednym opowiadaniu czy obrazku? Jak słyszeliście wcześniej od chłopaków z Myśleć Głębiej, potrzebne nam do tego będą hieroglify: spójne wizje i narracyjne symbole całych systemów. Roboty Asimova, cyberpunkowe wszczepy, Steampunkowe statki powietrzne.
Aby móc opowiadać historie nie opowiadając o całej historii świata i jego kulturze, musimy posługiwać się właśnie takimi hieroglifami, które czytelnicy, odbiorcy kultury znają już z innych książek i filmów. Wiedzą, czego się spodziewać, więc nie musimy tracić kilku nudnych akapitów na wytłumaczenie, czym jest napęd nadświetlny i co oznacza w naszym świecie.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Tak samo jak w przypadku stereotypów dotyczących poszczególnych osób (jak to Rosjanin nie pije?!), schematy poznawcze z opowieści przenoszą się też na nasz świat. Jeżeli naoglądamy się historii, w których pewne rzeczy będą nie do pomyślenia, z czasem, subtelnie, sami przestaniemy sobie je wyobrażać.
Jeżeli filmy superbohaterskie karmią nas przekonaniem, że żadne bardziej rozwinięte technologicznie społeczeństwo nie jest bardziej zaawansowane społecznie, pokazuje nam monarchie Atlantydy, Wakandy, przestajemy oczekiwać, że postęp technologiczny zmieni nasze społeczeństwo. Jeżeli każda technologia jest jednostkową, artefaktyczną bronią, nie infrastrukturą, nigdy nie pomyślimy, że Iron Man mógłby zbudować… tanie, czyste elektrownie dookoła całego świata. O każdej nowej technologii nuklearnej będziemy myśleć jako o broni, nie źródle energii.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Jako, że Solarpunk nie istnieje jeszcze jako popularny gatunek, nie ma hieroglifów, motywów wizualnych i narracyjnych które wyżłobiły koleiny w naszej wyobraźni, nie może zwrócić naszej uwagi na prawdziwy świat wokół nas i pozwolić spojrzeć na niego inaczej. Dopóki każdy z nas nie będzie w stanie poznać innej perspektywy oglądając solarpunkowy serial czy czytając książkę, bez specjalnego wysiłku i przeszukiwania głębin internetu, malutkich wydawnictw, wiele z historii takich jak ta z Sierra Leone będzie dla nas niepoznawalnych, zbyt nienaturalnych i odległych od tego, czego się już spodziewamy.
Dlatego właśnie tworzenie tych symboli, hieroglifów i estetyk jest tak ważne: nie jest to tylko i wyłącznie zachcianka znudzonych pisarzy, którzy chcą być fajniejsi od reszty, ale świadomy projekt społeczny, rodzaj aktywizmu, by przekonać społeczeństwo, że możemy widzieć, możemy żyć inaczej, pokazując propozycje światów bardziej atrakcyjnych - a nie mniej możliwych od naszego.
Ilustracje i sieci neuronowe
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Jeżeli oglądacie nasze eseje na YouTube, część ilustracji przewijających się w tle pochodzi z Midjourney AI, sieci neuronowej generującej grafiki na podstawie opisów. Ta i podobne jej sieci najpierw “najadają” się mnóstwa grafik i prac z całego Internetu, galerii sztuki i muzeów, po czym “wypluwają” miksy tego, co widziały, starając się operować na “konceptach”, jak “postać z nogami” albo “chmury na niebie”, nie tylko pikselach.
Nie są jednak w stanie stworzyć nowych hieroglifów czy symboli, a im mniej wystąpień danego elementu w obecnej kulturze, tym bardziej koślawy i nijaki będzie wynik zapytania. To wszystko wzmacniane jest jeszcze przez stereotypy, wzorce poznawcze: nasze sztuczne inteligencje powtarzają wszystkie błędy ludzkości i naszych kultur. “Kobieta” będzie domyślnie słodką, piękną 18-latką: jeżeli ma mieć realistycznie niedoskonałą twarz, zmarszczki, musimy to dodać oddzielnie. “Osoba” prawie na pewno będzie miała europejskie rysy i kolor skóry, a im bardziej w konkretne kraje Globalnego Południa pójdziemy, tym więcej koślawych oczu, dziwnych uszu, ciężkich-do-wyobrażenia-włosów. Zbyt mało materiałów, by sieć neuronowa była w stanie coś z nich namalować. Wina nasza, nie maszyny.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Dlatego też nie boję się o to, że sieci neuronowe zastąpią artystów, przynajmniej tych, którzy tworzą coś więcej niż remiksy już istniejących motywów. Ci chcący wykuwać nowe hieroglify będą mogli posiłkować się sieciami neuronowymi do szkiców, czy szybkiego “przejrzenia” co kultura popularna myśli na dany temat.
Ilustracje, które widzicie, to nie tylko prompt “solarpunk city” czy “solarpunk person”, to bardzo świadomy zestaw innych konceptów, który składa się na coś, co ja sam nazywam Solarpunkiem: czy to odżywalne afrykańskie miasto w stylu Studia Ghibli, czy to zielony, żywy park miejski wokół centrum kultury w stylu art nouveau. Zanim sieć neuronowa nauczy się, czym jest Solarpunk, musimy stworzyć takie wiązki pomysłów, estetyk, spakować je, aby były popularne i powtarzalne. Można by wręcz powiedzieć, że to inżynieria idei platońskich, dotykanie i przekuwanie ich najczystszych form w coś nowego.
Nietrywialność tej pracy - tworzenia symbolu jednocześnie wyraźnego, zrozumiałego i reprezentującego jakiś spójny obraz świata - widać jeszcze lepiej na pracach ludzkich artystów. Student architektury żywo zainteresowany Solarpunkiem, przesłał mi dwa ze swoich szkiców, między innymi zielone centrum Warszawy i peron kolejowy gdzie małe spółdzielnie rolnicze ładują swoje towary do małych kontenerów.
Byłyby to dobre ilustracje do opowiadań dodających kontekst, ale jak sami widzicie: bez niego widzimy “jakieś zielone miasto” i “jakiś pociąg”, bo Warszawa bardzo mocno kojarzy nam się z szarością, a spółdzielnie rolnicze nie są w żaden sposób zakodowane wizualnie w naszej kulturze.
Odżywalność
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Jeżeli chcielibyśmy pójść jeszcze dalej, możemy spojrzeć na sam język i to, jak kształtuje naszą wyobraźnię, zanim nawet stworzy jakiś hieroglif. W mojej wcześniejszej wypowiedzi mogliście usłyszeć bardzo ciekawe słowo, którego nie znajdziecie w żadnym słowniku: odżywalność. Brzmi ładnie, tak okołoekologicznie, może coś nam się kojarzy, ale co ono znaczy?
Odżywalność jest propozycją tłumaczenia na polski słowa sustainability, powstałą przy okazji przekładu Manifestu Solarpunka. To sustainability pojawia się ostatnio wszędzie, w dyrektywach Unii, na plakatach promocyjnych, w kampaniach społecznych, opisie drewna jako sustainably grown. Słownik Cambridge mówi nam, że jest to określenie na zdolność nie wyrządzania krzywdy środowisku, a przez to trwania / podtrzymywania się przez długi czas. Trwania, podtrzymywania się dynamicznego, nie tylko leżenia jak kamień, homeostaza.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Ej, no przecież to jest ważny koncept, jak to nie ma go w języku polskim, co pan gadasz? Zajrzyjmy do słownika. Po polsku sustainability to po prostu zrównoważony rozwój!
No właśnie. Rozwój. Niezależnie jak zrównoważony, sustainability to nie balanced development. Ma podtrzymywać się w homeostazie, dynamicznie osiągać, tak, równowagę, ale nie ma tam ani słowa o rozwoju! Dwa terminy - o bardzo różnych znaczeniach - zlały nam się w jeden w ten sposób, że różnica między nimi jest niemal niewyrażalna, lub gorzej: niewyobrażalna.
Wraz ze znajomymi tłumaczami i filologami poświęciliśmy trochę czasu, aby zbadać przyczyny tego zjawiska - szczególnie, że inne języki słowiańskie, jak rosyjski, czeski, nawet chorwacki - mają własne wersje sustainability. Pierwszy raz wprowadzone jako Nachhaltigkeit w niemieckim podręczniku do leśnictwa w 1713 roku, w Europie spopularyzowało się mniej-więcej w XIX wieku. Czemu Polska wtedy nie stworzyła własnego odpowiednika? Niestety, Polska wtedy nie istniała, a podziemne komplety skupiały się na walce o wolność, nie na tworzeniu sustainable gospodarek.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Kiedy w 1972 za sprawą artykułów Blueprint for Survival, sustainability zglobalizowało się w kontekście ekologii i degrowthu (tłumaczonego jako post-wzrost), nie mieliśmy dobrych propozycji na własny termin. Gdy piętnaście lat później w raporcie ONZ pojawił się sustainable development - już bardziej ekonomiczny, bez degrowthu - tłumacze stwierdzili, że w sumie to wygląda na jedno i to samo, nie wchodząc głębiej w aspekty filozoficzne czy ekonomiczne.
I tak straciliśmy jedną z najważniejszych dla Solarpunka wartości w języku polskim, która nagle jest nieprzekazywalna, o ile nie jest częścią liberalnego paradygmatu nieograniczonego wzrostu, filozofii godnej komórki rakowej.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Możemy wykuć sobie to słowo-hieroglif na nowo: podtrzymywalny, homeostazowalny, trwalny. Możemy też rozejrzeć się dookoła - nasi sąsiedzi nie stracili tego słowa, mamy chorwacką održivost i rosyjską ustoychivost'. Stąd wraz z innymi tłumaczami Manifestu… zaproponowaliśmy odżywalność, która niesie w sobie tą żywość, tą naturalność, a jednocześnie trwalność (którą też lubię, ale jest taka trochę skalno-planetarna). Jeżeli chcecie poczytać o tym więcej, pod filmem znajdziecie link do mojego bloga.
Mając nowo wykute, gorejące jeszcze płomieniem kuźni słowo, sam mam zamiar używać go wszędzie, nawet bez błogosławieństwa Rady Języka Polskiego. Chciałbym, aby stało się niejako symbolem Solarpunka w Polsce, symbolem świata bez nieograniczonego wzrostu, w którym degrowth, post-wzrost, inny bardzo ciekawy termin, jest w ogóle wyobrażalny.
Wracając do tego, co słowa i hieroglify budują -
Większość opowiadań jest kiepska + nieorganiczność ruchu
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Jak zauważają krytycy Solarpunka, wszystko ładnie pięknie, tylko książki i opowiadania które nazywają się Solarpunkowymi są póki co mało znane, często kiepskie lub sztuczne. Nie powstało jeszcze żadne Wielkie Dzieło, które wytyczyłoby ścieżkę naśladowcom. Jak zauważył Mistycyzm Popkulturowy, cały ruch wydaje się przez to nieorganiczny, wychodzący raczej z manifestów i nie inspirujący się sobą nawzajem.
W dużej części jest to prawda. Nie mamy jeszcze żadnego Wielkiego Dzieła, które zainspirowałoby rzesze artystów do tworzenia czegoś w tym samym świecie, tym samym językiem i hieroglifami. Nie wiem nawet, czy takie czyste naśladownictwo i remiksowanie znanych symboli nie zaszkodziłoby wręcz Solarpunkowi: bez głębszego zastanowienia nad tym, o czym piszemy, jakich motywów chcemy używać a jakich nie, łatwo przecież wpaść w greenwashing, w pułapki opisane wcześniej w eseju o squeecorze.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Bo dlaczego by nie namalować Solarpunkowej arystokracji, w art nouveau? Skupić się na motywie tej magicznej zieleni, paneli słonecznych, oddać estetyce, napisać dobrą książkę w znajomej formie, która pozwoli na popularyzację? Problem w tym, że w ten sposób całkowicie zatracamy tego ducha szukania lepszego świata, chwytając się jednego motywu i powielając wszystkie problemy, w jakie wpędziły nas dotychczasowe historie i ich perspektywy.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Każde opowiadanie Solarpunkowe jest więc świadomym prototypem hieroglifu. Często niezdarną, nieintuicyjną próbą stworzenia nowego symbolu, który nie sprowadzi nas na stare tory, ale zaproponuje coś nowego. Próbą, jak przyjmie się takie nasionko, czy wykiełkuje w wyobraźni popularnej.
Warto też pamiętać, że przytłaczająca większość z nas ma kontakt jedynie z opowiadaniami, książkami, dziełami już wydanymi, to znaczy takimi, które przeszły przez sito edytorskie. Wydaje się to oczywiste, ale jednak warto pamiętać, że redaktorzy antologii często odrzucają nie tylko pozycje złe czy nudne, ale także zbyt obce. Jeżeli wydawnictwo boi się, że książka jest zbyt dziwna, aby się sprzedać, raczej powieli coś już znanego, wyda sequel, niż zdecyduje się na ryzykowny rynkowo eksperyment (i znów wracamy do squeecore’u).
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Jako technolog wielokrotnie pomagałem pisarzom, artystom i scenopisarzom urealnić ich opowiadania, pokazać prawdziwą technologie, prawdziwe problemy jakie powoduje, dramatyzm wynikający z infrastruktury niewidzialnej dla większości z nas. Było to bardzo ciekawe doświadczenie, ponieważ widziałem, jak wydawcy odrzucają mnóstwo moim zdaniem dobrych opowieści, bo te nie powielają tropów cyberpunkowych czy odpowiedniej formy konfliktu.
Pewnego razu zostałem poproszony o pomoc w napisaniu serialu o hakerach walczących z pedofilami. Co początkowo było serią pościgów i pojedynków ludzi siedzących przed komputerami w kominiarkach powoli przekuliśmy na głębszą opowieść o społeczeństwie i społecznościach. Szef szajki pedofilskiej nie pisał do 10-latek “Hej Haniu, nazywam się Wojtek i też mam 10 lat”, a był filantropem fundującym biednym uczniom komputery, by mogli korzystać z internetu w domu. Żaden pedagog nie pomyślał nawet o sprawdzeniu ich pod kątem złośliwego oprogramowania, a pedofile mieli pełny dostęp do kamerek dzieciaków i nagrywali filmiki - jak w prawdziwej historii ze Stanów Zjednoczonych. Hakerzy z groźnych cyber-dżokejów przeistoczyli się w aktywistów, którzy przekonują lokalne społeczności, aby nie ufać darmowych komputerom, rozmawiać z dziećmi i uczyć prywatności od małego. Mimo wszystkich konfliktów społecznych, dramatyzmu wartości i społeczności, propozycja nie była dość ciekawa, by dostać się do finału konkursu na scenariusz.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Samo to, jak prezentujemy Podróż Bohatera w naszych historiach, wymagając od każdego protagonisty bardzo konkretnej sprawczości, przeistoczenia na przestrzeni trzech aktów już ogranicza to, jakie historie możemy opowiedzieć. Przeglądając opracowania ciężko znaleźć wiele form scenariuszy o społeczności (nie tylko bohaterze zbiorowym), a wzorce z kultur Azji Południowo-Wschodniej, Ameryki Południowej czy Afryki wydają nam się absurdalnie obce. Pasywny bohater? Brak tragedii wspólnego pastwiska?! Wszystkie nasze szkoły uczą o tym, że Podróż Bohatera jest wpisana w mózg, w biologię każdego z nas, co wtacza nas w koleiny poznawcze, które uniemożliwiają dostrzeżenie tych opowieści, które do niej nie pasują.
Pisarze Solarpunka często to widzą i chcą eksplorować różne formy fabuł, prototypując, jak wpłynie to nie tylko na odbiór, ale na dynamikę bohaterów, postrzeganie opisywanych społeczności, poziom przemocy - fizycznej i emocjonalnej - wynikającej z dramatyzmu czy napięć. Wiele z bardzo ciekawych eksperymentów tego rodzaju nie dostaje się jednak do antologii, a szanse na odważniejsze książki mają jedynie autorzy o już uznanych nazwiskach.
Gdzie ten dramatyzm?
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Prototypy prototypami, można powiedzieć, ale gdzie w tym wszystkim jest ciekawa historia? Mistycyzm Popkulturowy w swoim eseju wskazał na to, że ciężko wprowadzić dramatyzm, napięcie, konflikt w utopii, w której idee Solarpunka wygrały, wszystko się udało, wszyscy są szczęśliwi, klimat ustabilizowany, nasza cywilizacja zrównoważona i odzywalna. Po co nam pocztówki z raju?
Pomińmy już nawet inspiracyjną wartość takiej “Pocztówki z Raju” i naszą kulturową niechęć do uwierzenia w historie o miejscach bez ukrytych wad, które sama Ursula Le Guin eksplorowała w “Tych którzy odchodzą z Omelas”.
Niektórzy z twórców i badaczy Solarpunka proponują podział na trzy “epoki” o których może on opowiadać: “pre-Solarpunka”, czyli świata, w którym jego idee się dopiero budzą - a więc dzień dzisiejszy - “Solarpunka”, w którym walka perspektyw, idei i wizji przyszłości przekłada się na przemiany cywilizacji - i “post-Solarpunka”, w którym jego idee wygrały, a my żyjemy z ziszczonej utopii.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Bardzo wiele opowieści wydanych w książkach i antologiach kwalifikuje się do ostatniej kategorii z kilku powodów: Po pierwsze, łatwiej nas zainspirować wizją świata, który już jakąś wartość przyjął, zinternalizował, pokazać, jak działa w praktyce. Po drugie, jest to forma znacznie łatwiejsza do przyjęcia przez wydawnictwa i wydania, mniej “brudna” i pełna potencjalnie wybuchowego politycznie konfliktu. Po trzecie, samo wyobrażenie sobie drogi “stąd” do utopii wymaga niesamowicie dużej wiedzy, wielu ryzykownych hipotez na temat kultury, społeczeństwa i klimatu, które bardzo szybko mogą się zdezaktualizować i wyglądać wręcz śmiesznie. Post-Solarpunk jest więc na wielu płaszczyznach bezpieczniejszy.
Dla mnie samego sam Solarpunk, Czas Przemian, czas wojny idei, walki z nowymi problemami na sposoby, które dzisiaj są dla nas niewyobrażalne jest znacznie ciekawszy. Jest to wizja przyszłości brudna i praktyczna, często znacznie mniej inspirująca, bardzo zmęczona i pełna porażek, ale zawierająca w sobie nadzieję. Wyobrażająca sobie całą traumę zmian klimatu, jaka nadchodzi - i radzenie sobie z nią nie na poziomie Magicznej Współpracy Całej Cywilizacji, ale tysięcy, milionów bitew o to, by uratować lokalną społeczność, lokalny ekosystem, pokazująca tak życia, jak i sprawczość i tożsamość mieszkańców każdego małego regionu.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Dla mnie Solarpunk to historie inspirowane tysiącami reportaży o świecie, którego nie widzimy: obozy dla uchodźców zmieniające się w miasta dziesiątków języków i kultur, traumy tysięcy górników tracących pracę i tożsamość, wyścig z czasem ekspertów chcących przekonać ludzi do zmniejszenia konsumpcji mięsa, zanim dojdzie do zamieszek. Te historie ociekają dramatyzmem, konfliktem, nawet bez potrzeby wprowadzania Głównego Złego, a samymi tarciami społecznymi różnych grup interesów. I wszystkie mogą zawrzeć w sobie tą Solarpunkową nadzieję i piękno współpracy, wspólnej wiary w lepsze jutro.
Wraz z nauczycielami prowadzącymi zajęcia z klimatu w polskich szkołach napisaliśmy nawet 22 przykładowe zahaczki takich historii dla uczniów którzy chcą spróbować swoich sił w wyobrażaniu sobie lepszego jutra.
Warto też zapytać się, czym jest utopia w kontekście Solarpunka. Czy jest to świat, gdzie rzeczywiście wszystko się udało i pogrążony jest w pięknej, szczęśliwej stagnacji? Świat sprawiedliwy społecznie, w dużej mierze anarchistyczny, bez przemocy, bez konfliktów i nieporozumień?
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Czy ktokolwiek z nas kto miał doświadczenie ze społecznościami anarchistycznymi, z jakąkolwiek pracą grupową, jest w stanie wyobrazić sobie kłótnie o wspólne wartości i współdziałanie bez nieporozumień i dram? Bez konfliktów o najmniejszy bzdet, ale też największe ideały? W moim odczuciu wizja świata bez toksycznych hierarchii pełna jest właśnie dynamicznych konfliktów, przekonywania się, kłótliwej homeostazy społecznej.
Sam zaproponowałbym więc inną definicję utopii dla Solarpunka: jest to świat, w którym wszyscy akceptują problemy, jakie stoją przed nami: zmiany klimatu, nieodżywalność naszych technologii, gospodarek i cywilizacji - i zgadzają się, aby coś z tym zrobić. Nie muszą zgadzać się co do konkretnych rozwiązań i planów, ale są gotowi o tym rozmawiać. Dla mnie jest to właśnie świat, do którego chciałbym aspirować: świat bez wypierania rzeczywistości, bez przemocy mającej uciszyć drugą stronę i pozbawić jej zdania. Coś, co jest inspiracją dla przyszłości.
Gdzie ten punk?
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
No dobrze, ale gdzie w tym wszystkim jest punk? To miał być SolarPUNK, a nie słoneczne-wszyscy-chcą-rozmawiać! Gdzie jest rzucanie mołotowami w hiperkorpy, gdzie irokezy i bycie wyrzutkami społeczeństwa? Co jest punkowego w zakładaniu ogródka?
A co, jeżeli uznamy, że Solarpunk jest punkiem największym, bardziej niż runnerzy i samuraje ulicy z cyberpunka, bo odrzuca nie tylko świat korporacji, ale sam model rebelii, który utrwalił się w naszej kulturze?
Wizje mrocznej przyszłości ostatnich czterdziestu, pięćdziesięciu lat przyzwyczaiły nas do dychotomii: złe korporacje, ich niewolnicy płacowi którzy wiernie służą hiper-bogatym panom żyjąc od pierwszego do pierwszego, kontra hakerzy-rebelianci, żyjący poza systemem, wiecznie walczący z korpami i ich sługusami. Walka beznadziejna, jeżeli kiedykolwiek wygrywalna - to pyrrusowym zwycięstwem, bo samotny kowboj nie zastrzeli systemu. Nawet gorzej, może zauważyć, że aby to wszystko osiągnąć, sam musiał się stać jego częścią, powielić te same struktury.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Dobrze jest też zauważyć, że w historiach cyberpunkowych - nawet w Panu Robocie - ofiarami rebeliantów są nie tylko Systemy Władzy, ale rykoszetem obrywają też postronni. Mamy sobie zinternalizować, że walka jest zła, anarchiści groźni, bo mogą nas skrzywdzić. Bo wszystko co robią, to walczą, sabotują i niszczą.
Nigdy nie budują.
Jeżeli już coś zbudują, to rozpaczliwie, jako chwilową ostoję, narzędzie walki ze Złym Systemem, z korporacjami, z faszystowskim państwem. Nie mogą zbudować nic… poza tą dychotomią, poza modelem rebelii który już został kooptowany przez ten świat.
Więc i my nie widzimy możliwości po prostu wyjścia i zbudowania czegoś poza, nie zauważamy prawdziwego świata, gdy robi właśnie to.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Dla mnie samego najlepszym wskaźnikiem tego, czy nasza narracja jest Solarpunkowa jest pytanie: czy możemy w jej ramach opowiedzieć o Wikipedii jako o projekcie? Nie narzędzi walki Ze Złym, nie beznadziejnym narzędziu kontroli umysłów przez rządy i korporacje, ale o Wielkim Projekcie.
Bo Wikipedia, ze wszystkimi swoimi wadami, jest właśnie Wielkim Projektem. Czymś, o czym marzyły pokolenia pisarzy science-fiction: wielką encyklopedią która zawiera (prawie) całość ludzkiej wiedzy, dostępną dla każdego, za darmo, w każdej chwili. Tworzona przez każdego z nas, jako Edytora, Badacza, Naukowca, gdzie społecznie redagujemy i poprawiamy, sprzeczamy się i wypracowyjemy porozumienia. To sukces w skali całej cywilizacji, Cud Świata niemożliwy do wyobrażenia sobie, gdyby nie istniał.
Nie umiemy więc o nim opowiadać, bo nie mamy na niego hieroglifów. Bibliotekarze nie są Bohaterami! Dzielenie się wiedzą, archiwizowanie historii regionu zanim przepadnie to nie jest dramatyzm!
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
I to według mnie jest właśnie Punk w SolarPunku: budowanie alternatyw zamiast beznadziejnej walki. Nie dawanie się wpisać w czyjąś narrację, by móc stać się bezpiecznym, bo przewidywalnym rebeliantem. Akceptacja ruchów oddolnych, współpracy ze wszystkimi konfliktami, niedoskonałościami, jako czegoś pięknego, czegoś, o czym należy opowiadać.
Move quietly and plant things. Cicha praca tysięcy, milionów ludzi pracujących nad lepszym jutrem, nad alternatywami, sadzących małe ziarenka nadziei i poprawiających świat nawet tylko po trochu, aby zasadzić las, który wykiełkuje siłą wielu drzew. Naukowcy, inżynierowie tworzący otwarte oprogramowanie, aktywiści społeczni przekonujący nieprzekonanych: ludzie wierzący w nowe narracje, punkowie wobec punków którzy utknęli w swoich koleinach poznawczych.
I nagle widzimy prawdziwe historie, których nie zauważyliśmy, a które są bardziej Solarpunkowe niż całe antologie fikcji:
Gdy wybuchł reaktor atomowy w Fukushimie, w Japonii, infrastruktura państwa nie była na to gotowa. W regionie było tylko kilka czujników promieniowania, nie było wiadomo, w którą stronę przemieszcza się opad radioaktywny. W panice, rząd nakazał ludziom ewakuować się. Jak się potem okazało, uciekali z regionu praktycznie nieskażonego do tego bardziej niebezpiecznego.
W następnych tygodniach nie wszyscy odpowiedzieli jednak czystą paniką anty-atomową. Grupa lokalnych hakerów i technologów zbudowała “Safecasty”: mierniki promieniowania połączone z modułem GPS, które automatycznie nanosiły odczyty na mapę, tworząc gradienty promieniowania z dokładnością do jednego metra. Aktywiści rozdali te czujniki mieszkańcom regionu, a potem całej Japonii, którzy nosząc je ze sobą zmapowali skażenie dokładniej niż najlepsze agencje naukowe i wojskowe na świecie. Wszystko w otwartej bazie danych, z użyciem otwartych technologii, które nie śledziły ludzi i nie należały do żadnego biznesu, który chciałby je skomercjalizować.
Zainspirowani tym sukcesem, badacze z całego świata zaczęli używać Safecastów aby mapować własne kraje, czy to przez piesze wycieczki, noszenie czujnika na rowerze czy wystawianie go za okno pociągu czy samochodu.
Jeżeli chcecie wiedzieć więcej na ten temat, mogę polecić dokument VICE.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
I według mnie to właśnie jest punk.
Wracając jednak do tego, co zostało wydane -
Co czytać, jak żyć?!
W swoim eseju o Solarpunku Mistycyzm Popkulturowy skupił się na krytyce czy recenzji głównie jednej książki, "Psalmu..." . O jego filozoficznej istotności usłyszeliście już trochę od chłopaków z Myśleć Głębiej, ja sam chciałbym za to rzucić okiem na kilka pozycji, które MistyPop pokazał, ale nic o nich nie mówił.
Pierwsza z nich to "Walkaway" Corego Doctorowa, który podobnie jak ja jest głównie hakerem i technologiem, kulturę oglądającym z bardzo konkretnej perspektywy. Jego książki są często “fantastyką jutra”, nie przyszłości odległej o tysiące lat - i tak też jest tu. Nie chcąc spoilować Wam bardzo ciekawej fabuły, powiem tylko, że Walkaway - który sam przetłumaczyłbym jako “Prawo do odejścia” jest do połowy Solarpunkiem, budującym alternatywny świat, a od połowy - post-cyberpunkiem, wracającym do konfliktu cywilizacyjnego, ale już na innych warunkach.
Bohaterowie tej książki decydują się opuścić miasta kapitalizmu i zbudować własne osady z dala od nich, używając otwartej technologii. Korzystają ze schematów stworzonych przez ONZ i inne organizacje, które nigdy nie sądziły, że ktoś chciałby zamienić komfort apartamentu na prosty domek zaprojektowany dla uchodźców z Globalnego Południa. Ci, którzy tytułowo Odeszli, tworzą nowe społeczności, zbliżając się do siebie przez wspólne traumy i poczucie, że budują coś razem. Współpracują z innymi osadami na całym świecie, starając się unikać hierarchii i przemocy. Jeżeli nie są w stanie zgodzić się na to, co robi lokalna społeczność, mają ponownie, tytułowe Prawo do odejścia.
Cory Doctorow zauważa ile dramatyzmu można wychwycić w tych momentach przemian: rysuje bohaterów którzy całym sercem chcą zbudować lepszy świat, ale jednak są ludźmi o naturalnych odruchach, z trudną przeszłością, skłonnych do kłótni i utarczek, którzy muszą mimo to wypracować wspólny plan na coś większego od siebie. Z czasem pojawiają się też wątki świata zewnętrznego, który nie chce o nich zapomnieć, dodając nam kolejne, coraz cięższe osie konfliktu. Stanowczo nie jest to twórczość kocykowa czy herbaciana - poczucie nadziei bierze się raczej ze świadomości, że nawet ogromne przeciwności można pokonać.
Z innej strony do Solarpunka podchodzi LX Beckett w "Gamechanger": to jest opowieść o całej cywilizacji, która niemal upadła przez zmiany klimatu i dopiero odbudowuje się po traumie Setbacku, Kroku Wstecz - który brzmi jak stanowczy eufemizm dla dekad wojen i kataklizmów.
Podążając za kilkorgiem bohaterów widzimy śmiałe propozycje, które składają się na dość spójny obraz świata, który jest inny, ale wciąż wyobrażalny. Mamy waluty oparte na kredytach węglowych, czyli tym, ile węgla wychwycimy z atmosfery - co czyni loty międzykontynentalne niesamowicie drogimi, dostępnymi jedynie w absolutnej ostateczności. Własność prywatna praktycznie nie istnieje, każdy ma przy sobie tylko szczoteczkę do zębów i terminal do komputera, a mieszkania są przydzielane według potrzeb przez lokalne społeczności i samorządy. Nie jest to jednak komunistyczny ascetyzm: mieszkańcy mogą odwiedzać swoich przyjaciół z całego świata w rozszerzonej rzeczywistości, dekorować proste ściany niemożliwymi kolorowymi wzorami, odpoczywać w grach komputerowych rozwijających sprawność fizyczną lub gamifikujących pomoc innym, jak podlewanie kwiatów, zbieranie owoców dronem, optymalizację jakiegoś mało widocznego procesu uzdatniania gleby.
Sami możemy ocenić, czy jest to dla nas utopia, czy dystopia, natomiast na pewno jest to bardzo odważna propozycja świata nie ignorującego zmian, prototyp przyszłości większy i bardziej złożony niż większość krótkich opowiadań dostępnych gdzie indziej.
Wizji równie głębokich i ambitnych jest więcej. Oferują nam one solidne hieroglify do analizy, ponownego wykorzystania i wzmocnienia, lub porzucenia jako coś nieodpowiedniego, nieskutecznego. Czy chcemy łączyć przyszłość z brakiem prywatności? Czy biotechnologie będą ważniejsze niż inżynieria materiałowa? Jakie jest miejsce jednostki w społeczeństwie i społeczności które muszą coś poświęcić?
Solarpunk w Polsce i na Świecie
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Został nam jeszcze jeden aspekt Solarpunka: to, że jest w nim miejsce dla przedstawicieli każdej kultury i regionu. Nie ma on opowiadać tylko o zglobalizowanych eko-miastach Stanów Zjednoczonych czy Chin, ale wyobrażać sobie odżywalną Malezję, Kolumbię, Burkina Faso - i Polskę.
Każdy region będzie miał swoje własne problemy i rozwiązania, które mogą nie działać gdzie indziej. Kenia nie potrzebuje ogrzewania na zimę, a Łódź nie musi się za bardzo przygotowywać na trzęsienia ziemi.
Każda kultura może chcieć opowiedzieć własną wizję przyszłości, współpracując z innymi i dzieląc się wiedzą, ale nie tracąc własnej tożsamości. Solarpunk chce dać im na to przestrzeń i zaprosić do wspólnej debaty, do chóru i wielogłosu.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Nie jestem znawcą Polskiej fantastyki naukowej, ale nie widziałem przez ostatnie kilka dekad żadnych wielkich, odważnych i realistycznych wizji przyszłości naszego kraju, w szczególności wobec zmian klimatu. Widziałem wiele powtórzeń hieroglifów przeszłości, przeżywania dawnych traum i sukcesów, strachów przed niepewnym jutrem, ale nie odważnych wizji, propozycji.
Od dziesięcioleci wiemy, że będziemy musieli się zmienić. Wiemy, że kopalnie węgla na Śląsku będą musiały być zamknięte - i żadne magiczne nanoroboty z polskiego grafenu tego nie zmienią. Boimy się jednak: czym będzie Śląsk bez górnictwa? Czy sama próba wyobrażenia sobie tego nie jest świętokradztwem i obrazą każdego Ślązaka?
Solarpunk zachęca nas, żebyśmy nie bali się zmian, które i tak nadejdą, a zamiast tego wyobrazili je sobie i przygotowali się na nie, aby móc się w nich łatwiej odnaleźć. Pomyślmy o takiej historii:
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Gdy na Śląsku zamknięto wszystkie kopalnie, wiele osób myślało, że region zupełnie straci swoją tożsamość. Nikt nie przewidział, że z początkowo tylko kilku kursów obsługi elektrowni wiatrowych Śląsk stworzy nową historię o sobie. Po kilkunastu latach Ślunska Godka stała się de-facto oficjalnym językiem serwisantów wiatraków w Polsce, a Barbórka - europejskim Świętem Wiatru.
Może się nam to dzisiaj wydawać naiwne, kanciaste i sztuczne, ale jest to pierwszy krok, Solarpunkowy prototyp naszej przyszłości. Możemy ich zacząć tworzyć więcej, aż w końcu któryś załapie i stworzymy hieroglif naszej własnej, polskiej przyszłości, bez strachu przed nieznanym i zatracania się w tym, co już było.
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
W tym duchu wraz z polskimi nauczycielami stworzyliśmy dwa lata temu Solarpunkowy Konkurs Fikcji Klimatycznej, który miał sobie właśnie wyobrażać małe, lokalne, ale odważne przyszłości polski. W tym roku jego organizacji podjęło się Krakowskie Biuro Festiwalowe, a zwycięskie opowiadania mają zostać ogłoszone już we wrześniu - i będą dostępne pod tym samym adresem.
Niezależnie od nas podobną pracę wykonuje też Szkoła Ekopoetyki, działająca pod Instytutem Reportażu pod przewodnictwem Filipa Springera.
W maju tego roku wraz z innymi solarpunkowymi aktywistami zorganizowaliśmy międzynarodową konferencję internetową SolariseCon, gdzie na czterech panelach aktywiści, technologowie, naukowcy, artyści i pisarze dyskutowali nad tym, czym Solarpunk, jego estetyka, narracje i perspektywy są dla nich. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o spojrzeniach z całego świata, możecie zajrzeć - jest na YouTube.
Podsumowanie i definicja
CC-BY-NC 4.0 Midjourney
Kończąc cały mój przydługi esej, chciałem tylko powtórzyć dwie myśli, które dla mnie samego są najważniejsze.
Solarpunk dzisiaj jest soczewką, która pozwala zobaczyć części świata, których na co dzień nie dostrzegamy - i fundamentem, serią prototypów pod nowy język, którym opowiemy lepsze jutro.
Utopia nie musi być statycznym i nudnym rajem, może być dynamiczną homeostazą pełną konfliktów, gdzie jednak wszyscy dostrzegają otaczające ich problemy i chcą je rozwiązać.
Takiego Solarpunka chcę tworzyć i czytać i takiego Solarpunka Wam również życzę.