(Nie) zamierzone efekty reformy praw autorskich w UE

Posted on Mon 02 July 2018 in misc • 6 min read

Photo by Patrick Tomasso on Unsplash

Photo by Patrick Tomasso on Unsplash

O co chodzi?

Dwudziestego czerwca tego roku Komisja Prawna Parlamentu Europejskiego zarekomendowała dyrektywę dotyczącą reformy prawa autorskiego na jednolitym rynku cyfrowym. Od tego czasu europejski Internet ogarnął chaos, aktywiści zaczęli grzmieć o (kolejnej) możliwości końca wolności w Sieci, a poszczególne oddziały Komisji Europejskiej starały się uspokoić obywateli. Co więc się stało? Jakie są prawdziwe zagrożenia, jakie niesie reforma?

Do sprawy odniosło się wiele polskich organizacji pozarządowych, między innymi:

  • Centrum Cyfrowe - głos krytyczny- Dyrektywa, w przyjętej postaci, jest zwycięstwem posiadaczy praw autorskich, które odbywa się kosztem użytkowników i otwartego internetu. Ograniczy bowiem swobodę wypowiedzi i dostęp do wiedzy.
  • Nowoczesna Polska - głos krytyczny- To nowe prawo wydawców jest tak skonstruowane, że istnieją wątpliwości, czy nie będzie ono dotyczyło samej informacji, nie tylko jej twórczego przedstawienia.
  • Fundacja ePaństwo - głos krytyczny- Jeżeli art. 13 projektu dyrektywy o prawie autorskim zostanie przyjęty, narzuci on powszechną cenzurę wszystkich treści, które udostępniasz w internecie.
  • Wikimedia Polska - głos krytyczny- Zły pomysł lobbystów na rzecz prawa autorskiego, który miał być panaceum na rzekomą „przepaść wartościową”, przerodził się w kryzys przyszłości Internetu takiego, jakim znamy go teraz. Jeśli nawet ci, którzy stworzyli podstawy Internetu i pomagają nadal w jego rozwoju dostrzegli skalę zagrożenia, to wszyscy powinniśmy z uwagą śledzić ten proces.
  • Niebezpiecznik - głos krytyczny- Drugi bardzo niepokojący punkt reformy to wprowadzenie obowiązku filtrowania treści pirackich w platformach internetowych. Tego typu filtry nie są nowością. YouTube już teraz stosuje rozwiązanie o nazwie Content ID do wykrywania treści pirackich. Wszyscy wiemy jak “doskonałe” jest to rozwiązanie. Nagranie kolędy z XIX wieku może być rozpoznane jako dzieło Warnera, albo nagranie wykładu staje się dziełem chronionym ze względu na cytat wideo w prezentacji.

Z Europy i świata:

  • Julia Reda, europosłanka specjalizująca się w zagadnieniach dotyczących wolności w Internecie - głos krytyczny- Freedom of expression limited - Independent creators harmed - Surveillance risk - Startup killer - Unintended targets harmed.
  • Electronic Frontier Foundation wraz z 70cioma ekspertami i twórcami internetu - głos krytyczny - By requiring Internet platforms to perform automatic filtering all of the content that their users upload, Article 13 takes an unprecedented step towards the transformation of the Internet, from an open platform for sharing and innovation, into a tool for the automated surveillance and control of its users.
  • Kampania SaveYourInternet.EU - głos krytyczny- Should Article 13 of the Copyright Directive proposal be adopted, it will impose widespread censorship of all the content you share online.
  • OCCRP - organizacja dziennikarzy śledzczych która opublikowała między innymi "Panama Papers" - głos krytyczny - We are therefore concerned by new neighboring rights stipulated in the Directive's Article 11 ("Protection of press publications concerning digital uses"). By implementing the link tax and a licensing requirements between platforms and media organizations like ours this legislation would severely limit the ability of OCCRP and other independent media organizations to provide accurate and fair reporting, and prevent our stories from reaching the widest possible audience.

Z głosów mówiących o braku potrzeby oprotestowywania (bo nie poparcia) mamy:

  • Łukasz Michalik na WP.pl - Boimy się, że nowe przepisy zniosą wolność w internecie i wprowadzą cenzurę? Bez obaw - po wolności nie ma nawet śladu, a cenzurę szczerze pokochaliśmy. Pozwalamy za to, by wielkie korporacje walczyły o swoje pieniądze naszymi rękami.
  • Mateusz Mirys z Partii Razem - Jestem zdecydowanym zwolennikiem liberalizacji prawa w zakresie własności intelektualnej i praw autorskich. A powyższa dyrektywa mogłaby być napisana zdecydowanie lepiej. Niemniej jednak jednostronny sprzeciw i nazywanie tej sprawy mianem “ACTA2” jest jak dla mnie retorycznym przestrzeleniem. Jeśli jest coś, co faktycznie zagraża naszej wolności i naszym prawom obywatelskim, to jest nim brak kontroli nad internetowymi gigantami. To po pierwsze - a po drugie potrzebujemy harmonizacji unijnego prawa dotyczącego dozwolonego użytku.

Do samej dyrektywy przekonuje za to polski fanpage Komisji Europejskiej, odnosząc się głównie do plotek, że dyrektywa miałaby zabraniać użycia śmiesznych obrazków:

TL;DR: możecie być spokojni. Coś, co w sieci nazywane jest “ACTA2” nie istnieje i nie zostanie wprowadzone w życie. Reforma praw autorskich, nad którą pracujemy nie zabroni Wam (ani nam) tworzenia memów, wciąż będziecie mogli linkować do ulubionych materiałów, Facebook, Instagram, Snapchat i inne media społecznościowe nie zostaną zlikwidowane. Nie będziemy czytać Waszych wiadomości na messengerze, WhatsAppie, ani tym bardziej smsów, jeśli ktokolwiek jeszcze dziś je wysyła.

Komisja zachęca nas też do zapoznania się z dość długim tekstem samej dyrektywy.

Artykuł 13

Nie chcę powtarzać całej analizy dokonanej przez wielu bardziej kompetentnych ode mnie ekspertów, chciałbym przedstawić za to argument, który nie jest często poruszany. Zgadzam się z tym, że sam kierunek dyrektywy to krok w dobrą stronę, jednak postawiony niesamowicie niezręcznie. Zamiast pomóc kontrolować wielkie korporacje, może je jeszcze bardziej wzmocnić, uznając ich internetowe modele biznesowe za jedyne możliwe w Europie.

Pierwszym z problemów jest to, że regulacje - już napisane językiem bardzo ogólnym - będą musiały być jeszcze zaimplementowane przez każdy z krajów członkowskich. Niestety, niewiele z nich (być może poza Estonią) wykazało się dobrym zrozumieniem technologii internetowych i konsekwencji zbyt pośpiesznej regulacji.

Artykuł 13 będzie wymagał od "dostawców usług społeczeństwa informacyjnego (...) odpowiednich i proporcjonalnych środków (...) jak skuteczne technologii rozpoznawania treści (...) mających (...) zapobiegać dostępności utworów chronionych w swoich serwisach" (źródło). Najprawdopodobniej oznacza to, że każdy z "dostawców" zmuszony będzie korzystać z automatycznego robota podobnego do wykorzystywanego przez YouTube ContentID.

Jak wspominał wyżej Niebezpiecznik, algorytmy te znane są z ogromnej ilości fałszywych pozytywów i uznawania utworów oryginalnych i należących do osób je publikujących - za naruszające prawa autorskie. W zeszłym miesiącu w ten sposób z YouTube'a zniknęły między innymi materiały MIT i Fundacji Blendera.

Kolejnym problemem będzie to, że każdy wysyłany przez nas post, obrazek i wideo będzie musiało być "przejrzane" przez taki algorytm i porównane z gigantyczną bazą danych. Bardzo niewiele podmiotów będzie w stanie stworzyć takie narzędzia samodzielnie - większość będzie korzystało z usług firm trzecich, co oznacza wysyłanie każdego stworzonego przez nas materiału do jakiejś firmy, której regulaminu możemy nie znać. Może to pozwolić na dodatkową inwigilację.

Użytkownik i korporacja, cokolwiek pomiędzy?

Przyjrzyjmy się jednak jednemu z najpoważniejszych problemów z Artykułem 13: zakłada on, że "dostawcę" stać na wprowadzenie takiego filtra. Wyróżnia on tylko dużych "dostawców" - korporacje - i być może twórczych, ale niezbyt samodzielnych użytkowników. Co jednak, kiedy nie chcą oni korzystać z usług wielkich koncernów i zamiast tego założyć własne forum - hobbystyczne, artystyczne, regionalne? Co z małymi portalami lokalnych gazet? Jeżeli zamieszczają one reklamy - co jest jednym z podstawowych modeli biznesowych pozwalających utrzymać serwery - są one portalami komercyjnymi i nie stosują się do nich żadne przewidziane w dyrektywie wyjątki.

Jedyną opcją będzie więc zamknięcie forów i systemów komentarzy na portalach i przeniesienie się do któregoś z gigantów - najprawdopodobniej Facebooka, który tylko na to czeka. Większa ilość przepływających danych, powiązań między ludźmi i informacji o tym, jakie reklamy można im pokazać może przynieść koncernowi więcej pieniędzy niż straci w wyniku konieczności stworzenia własnego systemu filtrującego.

Co jednak, jeżeli nie chcemy korzystać z Facebooka? Będzie to coraz trudniejsze. Tak komercyjne startupy, jak i niezależne i prowadzone przez kolektywy sieci społecznościowe jak Diaspora, Mastodon czy Friendica będą zmuszone do implementacji podobnych mechanizmów co Facebook.

Krótkowzroczna Unia Europejskia próbując regulować korporacje tak naprawdę uznaje je za jedyne możliwe formy działalności użytkowników w Internecie.

Jeżeli Artykuł 13 zostanie przyjęty przez Parlament Europejski i zaimplementowany przez część krajów członkowskich w swojej najgroźniejszej formie, może to oznaczać koniec for dyskusyjnych, mniejszych, regionalnych i specjalistycznych portali informacyjnych czy też sieci społecznościowych. Konieczna będzie rozpaczliwa walka o to, by być uznanym za podmiot niekomercyjny i nie przekroczenie jakiejś ilości użytkowników, aby nie musieć implementować filtrów.

Jestem w stanie zaakceptować cenę wprowadzenia RODO przez mniejsze podmioty - dzięki niemu wszyscy zyskaliśmy znacznie lepszą kontrolę nad naszymi danymi. Nie zgadzam się jednak na to, aby w imię zysku posiadaczy praw autorskich (w większości również korporacji) narażać nas na cenzurę, inwigilację, ograniczać możliwość samoorganizacji i zakładania własnych małych forów, portali czy serwisów społecznościowych.

Pamiętajmy, że nie jest to argument "wszystko albo nic". Mamy inne możliwości ograniczenia Google'a czy Facebooka, tak, aby użytkownicy i małe podmioty nie oberwały rykoszetem. W tej chwili możemy odrzucić Artykuły 11 i 13, zadowalając się usuwaniem już zapostowanych materiałów przez odpowiednie systemy zgłoszenia nadużyć. W międzyczasie możemy zaś zacząć szerszą debatę publiczną o tym, jak ma wyglądać nowe prawo, jakie mają być ograniczenia cytatu, domeny publicznej, dzieł osieroconych i innych.

Bardzo chciałbym, aby na czele tej dyskusji stanęła Julia Reda, najbardziej kompetentna znana mi osoba zajmująca się europejskim prawem autorskim i wolnością w Sieci.